Pierwsza pomoc: Karol Bączkowski

Karol Bączkowski bez cenzury opowie o blaskach i cieniach zawodu ratownika medycznego, o wyzwaniach i o motywacjach, które napędzają go do działania.

Pierwsza pomoc: Karol Bączkowski

W świecie, gdzie sekundy decydują o ludzkim życiu, codzienna praca ratownika medycznego to nieustanny wyścig z czasem. Jest to też ciężka batalia z samym sobą, trudnymi warunkami pracy i ograniczeniami systemu. Karol Bączkowski to ratownik medyczny z 16-letnim stażem, absolwent Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Zawód, który wykonuje to jeden z tych najpotrzebniejszych i najwyżej cenionych społecznie. Jego droga zawodowa bywała jednak kręta. Dziś Karol jest przede wszystkim edukatorem i szkoleniowcem w temacie pierwszej pomocy, obalającym mity i stereotypy, które wciąż krążą w społeczeństwie. Jego wkład w edukację obywatelską i tworzenie projektów, które wzmacniają świadomość w temacie pierwszej pomocy, jest nieoceniony.

Znany jest nie tylko z bezpośredniego kontaktu podczas licznych szkoleń, ale i z aktywności w mediach społecznościowych. Na LinkedInie, gdzie obserwuje go ponad 46 tysięcy osób, stworzył platformę do dzielenia się wiedzą i doświadczeniami, które ratują życie. Jego publikacje, takie jak „Bączek Ratownik” gdzie jest współtwórcą oraz wydawcą oraz "Pierwsza pomoc na talerzu" , są świadectwem pasji, z jaką podchodzi do swojej misji. W naszym wywiadzie Karol Bączkowski bez cenzury opowie o blaskach i cieniach zawodu ratownika, o wyzwaniach, z jakimi spotyka się na co dzień, o motywacjach, które napędzają go do działania, oraz o zmianach, które chciałby zobaczyć w przyszłości. Zapraszamy do lektury inspirującej rozmowy z człowiekiem, dla którego pomaganie jest nie tylko zawodem, ale przede wszystkim pasją.

Co Cię skłoniło do zostania ratownikiem? W jednym z wywiadów powiedziałeś, że aby zostać ratownikiem medycznym trzeba nie mieć wyobraźni i gdybyś jeszcze raz miał wybrać swoją ścieżkę kariery, to prawdopodobnie wyglądałaby ona nieco inaczej. Co więc takiego zadziało się, że przez tyle lat pełniłeś swoją służbę, nim postanowiłeś całkowicie przemodelować swoją ścieżkę kariery?

Karol: To był zbieg okoliczności, że zostałem ratownikiem medycznym. Usłyszałem, że jest taki kierunek, po prostu złożyłem papiery i dostałem się do Gdańska, nie przygotowywałem się do tego, po prostu tak wyszło.

Czemu siedziałem w tym tak długo? No bo to jest taka społeczność ratowników medycznych, tak naprawdę. Tak samo pielęgniarki, tak samo lekarze. Wpadasz do takiego wielkiego garnka i maszyna rusza. Zaczyna mielić. Co jakiś czas pojawiają się sukcesy, codziennie pojawiają się porażki i to powoduje, że jesteś po prostu w tym i tak, jak wiele osób wpada, nawet się nie obejrzysz kiedy mija dekada. Czas leci od wyjazdu do wyjazdu, następnego zlecenia, potem na chwilę do domu. Zawsze byłem na działalności gospodarczej, bo w pogotowiu nie było możliwości przejścia na etat i tak jest w całym kraju. Nielicznym udaje się otrzymać etat. To zresztą za wiele nie zmienia, bo i tak musisz dorabiać na kontrakcie, czyli zakładasz własną działalność gospodarczą. Płaca jest na tyle niska w tym zawodzie, że ludzie pracują w dwóch, trzech miejscach i zamykają po 400 godzin w miesiącu. Więc poza dyżurami od zawsze prowadziłem szkolenia pierwszej pomocy. Odkąd tylko obroniłem tytuł ratownika medycznego na studiach, pracowałem równocześnie w pogotowiu ratunkowym i szkoliłem. Od czterech lat jestem na LinkedInie i tutaj to faktycznie sięgam o krok dalej, w social mediach jest dużo szerszy przekaz. 

Płaca jest na tyle niska w tym zawodzie, że ludzie pracują w dwóch, trzech miejscach i zamykają po 400 godzin w miesiącu.
Karol Bączkowski ratownik medyczny

Na wiele rzeczy w pracy ratownika medycznego nie było Twojej zgody. Praca ponad siły, słabe wynagrodzenie, nieadekwatne do obowiązków…

Karol: Owszem. Jeżeli chcesz zarobić więcej, bo stawka godzinowa jest niska, no to nie ma innego rozwiązania jak pracować więcej godzin. Nazwijmy to nadgodzinami. Masz etat, robisz nadgodziny w sumie 250 godzin/mc., weźmiesz dodatkowo po dwie godziny więcej rano i wieczorem i dostaniesz większe wynagrodzenie z tego tytułu. Stosunek pracy nie zakłada jednak zbyt dużo tych nadgodzin w skali roku, a na kontrakcie jest zupełnie inaczej. Tu sam o tym decyduję. Kwestia płacy to nie tylko i wyłącznie decyzja lokalnego dyrektora. To jest decyzja odgórna, idąca od rządu, taka jest polityka zdrowia, że dajmy im mało zarobić, będą pracowali dużo, rozwiążą nasz problem braku pracowników, braku personelu. W konsekwencji, jeżeli masz stawkę godzinową x, jak zrobisz z tego 400 godzin, no to kasa jest całkiem fajna. Niestety mówimy na to brutto brutto. Sam opłacasz zus, podatki, ubrania, ratownicy sami muszą opłacać sobie kursy, szkolenia BHP, ubezpieczenie OC i inne ubezpieczenia (jak masz olej w głowie), badania zdrowia, prawo jazdy C, uprawnienia pojazdu uprzywilejowanego itp. To wszystko to są twoje koszty, gdy masz działalność gospodarczą. Niby fajna kasa znika z prędkością światła, dużo godzin, słabo dla zdrowia i dla ducha. Kiedyś moje dzieci powiedziały, że jestem fachowcem, bo posiadam wyjątkowe umiejętności: potrafię uratować życie. Potem spotykasz się z takim zderzeniem, że za te trzy etaty, nie będąc w domu ze swoją rodziną, dostajesz wynagrodzenie nieporównywalne do wartości, jaką możesz dać, ratując życie. Pracujesz trzy razy więcej niż przeciętny człowiek, niestety w dużym zmęczeniu z możliwością popełnienia krytycznych błędów. 

Zobacz też: Pomoc poprzez sztukę- Fundacja Feed Your Head

Dużo mówisz o tych czarnych stronach zawodu, a powiedz mi, jak jest z tymi jasnymi? Na pewno zdarzają się sytuacje, w których spotykasz się z wypadkami śmiertelnymi, co na pewno zostaje w głowie. Z drugiej jednak strony codziennie ratujesz czyjeś życie. Jak ty się z tym czułeś? 

Karol: To bardzo mocno podbudowuje. To właściwie chyba najmocniej trzyma ludzi w tym zawodzie, że co jakiś czas pojawia się taki wyjątkowy przypadek. Standardowo są to wyjazdy do bólu w klatce piersiowej, nadciśnienia, cukrzycy. Nasze działania są oczywiście potrzebne, ale to nie są przypadki krytyczne. Osoba ze złamaną ręką mogłaby sama dotrzeć do szpitala, czy do przychodni. Tym bardziej że ogrom wezwań w Polsce jest nieuzasadnionych, nazywamy to taxi-med. I jak ktoś na ciebie nie krzyczy, jak ktoś cię nie kopnie, jak ktoś cię nie pobije, mówmy o tej jasnej stronie. Idziesz do pracy, robisz zadania, pomagasz po prostu ludziom. Ale co jakiś czas pojawia się taki turbo ekstremalny wyjazd, gdzie masz wewnętrzną świadomość, że to, że znalazłeś się w tym miejscu, spowodowało, że ten człowiek albo przeżył, albo miał dużo większe szanse na przeżycie. I to faktycznie przegania te wszystkie ciemne chmury, te burze. W Gdańsku praktycznie przez całą jesień i połowę tej zimy nie było w ogóle widać słońca. Można to porównać do takiego okresu, gdzie tygodniami albo czasami miesiącami, masz po prostu same niepowodzenia, same takie wyjazdy, które nic nie zmieniły. W końcu, po iluś takich tygodniach, czasami miesiącach pojawia się taki jeden, drugi, trzeci wyjazd, który robi różnicę. Przychodzimy na dyżury i sobie opowiadamy nawzajem o takich historiach. Czekamy na takie wyjazdy, żeby ta nasza robota, doświadczenie mogło zrobić jakąś różnicę, żeby wyjść z pracy spełnionym. Nie tylko, że pomogłem starszej pani trafić do szpitala, bo ona nie ma rodziny. To oczywiście jest bardzo ważne, ale nie ma w tym głębszej krytycznie istotnej wartości. Wartości, dla której zarywałem noce na studiach, tyle lat uczyłem się, wydałem mnóstwo pieniędzy na kursy. 

W końcu, po iluś takich tygodniach, czasami miesiącach pojawia się taki jeden, drugi, trzeci wyjazd, który robi różnicę. Przychodzimy na dyżury i sobie opowiadamy nawzajem o takich historiach.
Karol Bączkowski ratownik medyczny

Wobec tego wszystkiego w pewnym momencie postanowiłeś przemodelować swoją ścieżkę kariery. Obecnie jesteś bardzo aktywny: prowadzisz bloga, szkolisz z zakresu pierwszej pomocy, jednocześnie tworzysz projekty obywatelskie. Jak wygląda twój standardowy dzień pracy?

Karol: Dni pracy dzielę na takie, gdzie jestem poza komputerem i gdzie jestem z komputerem. Gdy jestem poza komputerem, to zazwyczaj jest to dzień szkoleniowy u klienta, gdzie mam pokazy i prezentacje, np. AED (automatyczny defibrylator). Dzień pracy z komputerem to dzień, gdzie jestem kreatywny, gdzie coś fizycznie tworzę, jakieś namacalne produkty, gdzie się rozwijam, gdzie pracuję np. nad „Bączkiem Ratownikiem”. Realizuję działania marketingowe, odpowiadam na prośby moich zamawiających, przygotowuję oferty, tworzę kolejne produkty, piszę scenariusze do filmów. Obecnie jest w drodze trzeci sezon cyklu „Pierwsza pomoc na talerzu”. Tego jest oczywiście o wiele więcej, ale moje działania głównie skupiają się wokół prewencji, edukacji. Poza tym staram się też wrzucić aktywność fizyczną do tego, więc albo jest to siłownia, albo jest to bieżnia, jak jest ładna pogoda, no to biegam. Gdy szkolę, dużo czasu spędzam w samochodzie na dojeździe, uczę organizacje po prostu pierwszej pomocy, buduję relacje. Najczęściej nie jest jedno szkolenie, tylko są to cykle szkoleniowe albo cykle projektowe. W inne dni znów jestem w domu i zajmuję się obsługą skrzynki mailowej (no bo jednak to wszystko trzeba zorganizować) i innego rodzaju projektóżw, które robię. W tym roku dużo tego będzie. 

Wspomniałeś o AED, czyli o automatycznych defibrylatorach. Był to projekt, który udało się wdrożyć w ramach budżetu obywatelskiego. Czy mógłbyś przybliżyć ten temat?

Karol: Wszystko rozpoczęło się, jeśli dobrze pamiętam, na przełomie 2016-2017 roku. Wniosłem do miasta Gdańska propozycję publicznych automatycznych defibrylatorów- AED. Wyliczyłem ten projekt na około milion złotych, to wszystko trzeba zrobić samodzielnie, trzeba zrobić wstępną ocenę, zaproponować, gdzie sprzęt miałby trafić. Miasto otrzymuje takiego gotowca. Jest on oczywiście bardzo wstępny. Niestety w tamtym roku mieszkańcy miasta Gdańsk wybrali inny projekt, przegraliśmy. W kolejnym roku nie poddałem się i znowu wniosłem ten projekt, wprowadziłem drobne modyfikacje i faktycznie wygrał…nawet z drogami rowerowymi w Gdańsku, co nie jest łatwe, bo tu mamy bardzo wysoką kulturę rowerową. Pojawiły się więc automatyczne defibrylatory i fizycznie wiszą jako całodobowe zabezpieczenie życia mieszkańców miasta Gdańsk. Miasto wzięło się ostro do roboty i zaczęło je masowo instalować w przeróżnych miejscach w strefach publicznych, pod przedszkolami, w szkołach, na szlakach dla turystów, nawet w pociągach i tramwajach. 

Opowiedz, czym jest AED, co go wyróżnia?

Karol: Jest to urządzenie, które służy do celów ratowania zdrowia i życia w sytuacji nagłego zatrzymania krążenia. W Gdańsku mamy tylko 12 karetek pogotowia ratunkowego, dlatego czasy dojazdów są fatalne. Tak jest w całej Polsce, więc jak możesz liczyć, to licz na siebie. Jeżeli od ludzi wymagamy, że oni mają działać, no to traktujmy sprawę poważnie i dajmy im jakieś narzędzie, dzięki któremu będą mogli zareagować przed przybyciem pogotowia ratunkowego. AED spełnia właśnie tę funkcję. Wewnątrz jest mała apteczka pierwszej pomocy, i w sytuacji nagłego zatrzymania krążenia, czyli jeśli człowiek nie oddycha, możemy mu pomóc. Oczywiście potrzebne są też edukacyjne kampanie społeczne, aby ludzie wiedzieli, że coś takiego, jak AED w ogóle istnieje i jak tego używać. Takie akcje były wpisane w projekt i zostały zrealizowane. Ludzie mieli możliwość bezpłatnie nauczyć się pierwszej pomocy oraz obsługi AED. Dzięki temu w przypadku zatrzymania krążenia, świadek zdarzenia będzie miał narzędzie i wiedzę, by zareagować. Poza uciskami przez świadka zdarzenia AED może również wykonać wyładowanie elektryczne i ożywić człowieka przed przyjazdem pogotowia, tak jak to widzimy czasami w telewizji.

Brzmi to naprawdę imponująco! 

Zobacz też: Fundacja Pomaganie Jest Ttrendy w akcji!

Czego możemy się spodziewać w tym roku?

Karol: Bardzo dużo się dzieje. Każdy rok zamykam założeniem, że w kolejnym chciałbym pójść o krok dalej. Pracuję nad „Bączkiem Ratownikiem”, planuję też kolejne tematy edukacyjne. Będą to dwie książki o pierwszej pomocy dla dorosłych i filmowe projekty edukacyjne. Właśnie rusza  budowa 3 sezonu krótkich filmów „Pierwsza pomoc na talerzu". Ponadto rusza film fabularny Pierwsza niemoc, gdzie 22 minuty to akcja a 29 minut pokazy i tłumaczenia, jak udzielać pierwszej pomocy. Będę też budował swoje apteczki pierwszej pomocy. Dołączyłem również do projektu Akademii Nawadniania HID z badaniami organizacji na poziomie nawodniania, tu również budujemy świadomość i edukację na temat picia odpowiedniej ilości płynów. 

Wróćmy na chwilę do tematu pierwszej pomocy. Czy prowadząc szkolenia, zauważyłeś zmiany w świadomości społecznej na jej temat? Czy widzisz ewolucję w podejściu do tej kwestii?

Karol: W mojej ocenie nadal jest zbyt słaba dostępność tego tematu. W organizacjach jest jeszcze możliwość, że pracodawca zorganizuje szkolenie pierwszej pomocy i zaprosi profesjonalnego szkoleniowca. Nadal jednak widzę, że nie ma takiej dużej powagi sytuacji, by czerpać wiedzę od fachowców. Często jest to zrzucane na BHP-owca, czasami na kogoś, kto nie ma doświadczenia. Więc tej świadomości jeszcze nie ma na takim poziomie, na jakim bym chciał. Tym bardziej że według Ministerstwa Zdrowia, wciąż mamy ponad 40% nieuzasadnionych wezwań pogotowia. To jest 2 miliony 100 tysięcy wyjazdów rocznie. Ludzie dzwonią po pogotowie ratunkowe do wszystkiego. Co z tego, że ludzie będą wiedzieli, jak udzielać pierwszej pomocy, jeżeli i tak nie będą chcieli jej udzielać? To są zupełnie dwie inne rzeczy. Jedno to, by ludzie mieli świadomość, że muszą pomóc i by wiedzieli jak, a drugie, by mieli narzędzia do tego. Nie można od ludzi wymagać, żeby robili nie wiadomo co, nie dając im nawet rękawiczek, apteczki albo czegokolwiek innego, nie mówiąc już o defibrylatorach w zakładzie pracy. Jeżeli nie ma apteczki lub jest pusta i ktoś będzie krzyczał na kogoś, że on powinien udzielać pierwszej pomocy, no to jest to nie w porządku. Dlatego trzeba dać narzędzia i możliwości. Potrzebna jest taka inicjatywa od góry. Trzeba uczyć młode pokolenia. Potrzebny jest przedmiot pierwszej pomocy w szkołach. Przedmiot, który będzie zawierał edukację zdrowotną, żywieniową, edukację mechaniki ruchu. Potrzebne są lekcje na stojąco. Lekcje w ruchu są potrzebne na już. Potrzebujemy fachowców z wizją, którzy są cierpliwi. Przy dzisiejszej możliwości cyfryzacji można pięknie edukować ludzi za stosunkowo niewielkie pieniądze. Wiem, że z dnia na dzień tego nie zrobimy, ale, to nie może być tak, że ktoś ruszy jakiś program, za cztery lata zmieni się władza i wszystko ucinamy. Nie może rządzić ten, kto pierwszy wstanie. To musi być wartość nadrzędna, jak wojsko, obronność, system emerytalny czy system energetyczny. Potrzebna jest zmiana, może więcej osób myśli, jak ja, od czegoś trzeba zacząć, więc sądzę, że potrzebna jest iskra, w którą ktoś będzie dmuchał, płomień, który ktoś będzie podsycał. 

Przy dzisiejszej możliwości cyfryzacji można pięknie edukować ludzi za stosunkowo niewielkie pieniądze.
Karol Bączkowski AED

Mówisz o świadomości i o wiedzy, ale w tym wszystkim nie można pominąć kwestii emocjonalnej. Jak sobie z nią radzić w ciężkich przypadkach ratowania życia? Czy można kogoś nauczyć zarządzać tymi emocjami? 

Karol: Zacznę od tego, że sami medycy generalnie sobie nie radzą. Wpadają w wir pracy, używek, lecą na papierosach, na energetykach, szybkim, dostępnym, wysoko przetworzonym jedzeniu, maskując nieszczęście i zmęczenie. Dodatkowym podpompowywaniem uruchamiają kolejną turbinę w organizmie i lecą dalej. Powstają realne szkody w organizmie, czy to na poziomie zdrowia, którego nie widać, czy to na poziomie 30 kg nadwagi. Uważam osobiście, że brakuje opieki psychologicznej dla medyków w Polsce. Wielu medyków doznaje  PTSD, zupełnie jak na wojnie. Nikt niestety z tym nie walczy, nie mają żadnego wsparcia i to jest znowu wina systemu, który się nie opiekuje tymi swoimi żołnierzami, a ludzie się boją, bo nie wiedzą, co mają zrobić. Jest krew, jest materiał biologiczny, nikt o tym nie mówi na TikToku. Fajniejszy jest ten, komu pęknie mocniej w kroczu, jakieś tam legginsy czy spodnie i ma 2,5 miliona wyświetleń, niż ten, kto mówi o życiowo ważnych i przydatnych rzeczach. Myślę, że powinniśmy mocno filtrować to, co jest wkoło nas. Emocje są naprawdę bardzo trudne i między innymi w obawie przed nimi ludzie nie chcą udzielać pierwszej pomocy albo oddalają od siebie szkolenia i naukę. Również od nas zależy, czy nasze środowisko będzie wyedukowane. To nie jest tylko świadomość tego, co ja potrafię, ale to, co wszyscy potrafią naokoło. 

Poszedłem kiedyś na squasha, podchodzi do mnie zupełnie obca osoba i mówi: „Hej, to ty jesteś tym ratownikiem z internetu, nie?” I tak oto człowiek, którego widziałem pierwszy raz na oczy, zaczyna mi gratulować: „Fajnie piszesz, fajnie się to czyta. Dzięki za to, co robisz!”. Poza tym, że na chwilę urosłem o 3 cm i zrobiło mi się miło, to pomyślałem sobie, że jeden człowiek więcej może coś przeczytał i pewnie coś z tego zrozumiał. Na pewno więcej, niż wiedział przed tym, zanim przeczytał. A jeżeli kojarzy moją facjatę, to kojarzy coś z tego, co piszę, z tego, co publikuję na wideo. I jakby mnie szlag trafił tutaj, na tej siłowni, to może by się pojawiła jedna osoba więcej, która po prostu by mi pomogła. I to jest ta świadomość, którą zyskujesz, jako szkoleniowiec, że to, co robisz, ma sens. I to faktycznie w dużej skali, bo za ostatnie 2 lata, na samym LinkedInie mam 25 milionów wyświetleń swoich publikacji. Zaraz zrobi się statystycznie prawie cały kraj. Wiadomo, że jeden zobaczy 10 razy, inny wcale. Ale to pokazuje ogrom wpływu twojej pracy. Pokazuje, że to, co robisz, to nie tylko sposób na zarabianie na życie, ale też konkretny cel.

Pięknie powiedziane!

Również od nas zależy, czy nasze środowisko będzie wyedukowane. To nie jest tylko świadomość tego, co ja potrafię, ale to, co wszyscy potrafią naokoło. 

Co jest twoim motorem napędowym i daje Ci siłę do działania, czasem przecież w bardzo stresujących momentach?

Karol: Bardzo lubię być w ruchu i to mi sprawia dużą satysfakcję. To, że nikt nie zamknął mnie w biurze, jak czasem w szpitalnych gabinetach bez okna. Są też sklepy w galeriach handlowych, które nie mają dostępu do zewnętrznej części, i ludzie cały dzień pracują na małej przestrzeni. To jest dla mnie największa kara, jaką mógłbym dostać. Doceniam to, że jestem w ruchu, mam kontakt z ludźmi, że ludzie mnie słuchają i zadają pytania. To jest bardzo budujące, motywujące, a poza tym, może przynieść realną wartość. Fizycznie nie widzę efektów swojej pracy, bo np. nie spotkałem powtórnie swoich pacjentów, których potencjalnie uratowałem. Jest RODO, więc nie jest łatwo dowiedzieć się, czy pacjent żyje, czy nie. Tak samo ludzie, których szkolę. Widzę natomiast, gdy zaczynają szkolenie, nie mając zielonego pojęcia, o czym mówię, a już po trzech, czterech godzinach zadają takie pytania, że myślisz: „o kurde, jednak w tej głowie coś tam jest!” Innym razem zadają pytanie i sami sobie na nie odpowiadają. To tak naprawdę robi robotę i to motywuje do tego, że twoja praca ma sens. 

Swoją pracą zmieniasz społeczność na bardziej świadomą, tym samym wszyscy możemy czuć się bezpieczniej. Jakie są twoje rady, dla innych w kontekście pomagania? Czy każdy może pomagać? 

Karol: Pewnie, że każdy może pomagać! Nawet niedawno zrobiłem taką publikację o tym, jak powinniśmy się zachować w konkretnym przypadku, udzielając pierwszej pomocy. Pod tym postem napisała pani na wózku inwalidzkim, że ona nie dałaby rady fizycznie wykonać podanych czynności. Nie uciskałaby klatki piersiowej, ale mogłaby sprawdzić oddech, mogłaby udrożnić drogi oddechowe, mogłaby otworzyć drzwi, mogłaby wezwać pogotowie ratunkowe. Okazuje się, że każdy może coś zrobić. 

W przestrzeni publicznej co jakiś czas widzimy doniesienia o tym, że np. dziecko wezwało pogotowie, pomogło uciec z pożaru, albo ułożyło mamę na boku, sprawdziło, czy oddycha, czy zawiadomiło pogotowie, bo tacie spadł cukier. Ja nie wierzę w takie przypadki, że dziecko ma 5 lat: nagle tata padł i dziecko wszystko wiedziało. Wiedziało, gdzie jest telefon, wiedziało, jak zadzwonić, wiedziało, jaki numer wybrać, co powiedzieć i jak się przedstawić, bo ktoś musiał z tym dzieckiem to wcześniej przerobić. Ktoś musiał je nauczyć, jak się nazywa, gdzie mieszka, chociaż jednego numeru telefonu i dopiero to da sukces. Nie wierzę w zbieg okoliczności, musiał ktoś z tym dzieckiem to przerobić, jakaś pani w przedszkolu, lub rodzic. Wielokrotnie powtórzyć temat wezwania pogotowia, co zrobić gdy mamusia będzie mocno spała i nie da się jej obudzić. Mama, tata przyszli i powiedzieli: choruje na cukrzycę, zobacz, tu jest glukometr. Dziecko widziało 50 tysięcy razy, jak mama mierzy cukier, albo były rozmowy edukacyjne. Pojawia się taki moment, gdzie starsza pani nie dźwignie swojego męża. Seniorzy mają po 80 lat i kobieta nie wykona efektywnie ucisków klatki piersiowej, ale może sprawdzić, czy mąż oddycha, otworzyć drzwi i głośno krzyczeć, zadzwonić po pomoc. To każdy potrafi. Oczywiście przeżywalność będzie mniejsza, bo to też zależy od szczęścia, ale jednak uważam, że każdy potrafi udzielać pierwszej pomocy. Jeden mocniej, drugi trochę słabiej, w zależności od możliwości, ale zawsze można coś zrobić. Jest nawet aplikacja rządowa, która pozwala osobom, które nie mogą mówić, wezwać pogotowie ratunkowe. Są możliwości, nawet dla tych ludzi, którzy są ciężko doświadczeni jakąś chorobą.