Szlachetna Paczka: Joanna Sadzik

W naszym wywiadzie gościmy Joannę Sadzik – prezeskę Stowarzyszenia Wiosna i dyrektorkę zarządzającą Szlachetnej Paczki. Porozmawiamy o kulisach projektu, poznamy też prawdziwe historie osób, które dzięki Szlachetnej Paczce zmieniły swoje życie na zawsze.

Szlachetna Paczka: Joanna Sadzik
Joanna Sadzik fot. Filip Radwański

Szlachetna Paczka to flagowy projekt Stowarzyszenia Wiosna, który łączy ze sobą tych, którzy chcą pomagać z tymi, którzy najbardziej potrzebują wsparcia. Ubiegłoroczona edycja projektu dotarła do 17012  rodzin, oferując im konkretne wsparcie oraz nadzieję na lepsze jutro. Za magią Weekendu Cudów, kiedy to paczki trafiają do obdarowywanych, stoją miesiące wytężonej pracy i zaangażowanie tysięcy wolontariuszy, którzy już na wiosnę rozpoczynają swoje działania. To oni są sercem projektu, które bije nieustannie przez cały rok, aby w grudniu rozjaśnić życie potrzebujących.

W naszym wywiadzie gościmy Joannę Sadzik – prezeskę Stowarzyszenia Wiosna i dyrektorkę zarządzającą Szlachetnej Paczki. Porozmawiamy o kulisach projektu, o wyzwaniach, z jakimi się mierzą organizatorzy, oraz o refleksjach nad sensem pomagania w obecnych czasach. Poznamy też prawdziwe historie osób, które dzięki Szlachetnej Paczce zmieniły swoje życie na zawsze.

Zobacz też: wywiad z Rafałem Różewiczem z Fundacji Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową

Według najnowszego „Raportu o Biedzie”, który opublikowaliście w listopadzie 2023 roku, aż 1,8 mln Polaków nie jest w stanie zaspokoić swoich podstawowych potrzeb. Z czego wynika tak wysoki wskaźnik? 

Joanna Sadzik: My w Szlachetnej Paczce patrzymy na każdą sytuację bardzo indywidualnie. Ale tak globalnie można powiedzieć, że w Polsce trudno jest osobom, które wyrosły w miejscach dziedziczonego bezrobocia. W Polsce wciąż są obszary, wykluczone na przykład komunikacyjnie, gdzie bezrobocie sięga 20-25%. Z pozycji osoby, która mieszka w Warszawie, w Krakowie, czy w Poznaniu jest to po prostu niewyobrażalne, bo w tych miastach bezrobocie wynosi 1%. Tam każdy, kto chce znaleźć pracę i jej szuka, tę pracę zdobędzie. Może to nie będzie praca marzeń, ale pracę zdobędzie. Są takie miejsca w Polsce, gdzie zatrudnienia nie ma. Gdzie jedyną możliwością, jeżeli się nie stworzy czegoś samemu, jest urząd, szkoła lub inne miejsce utrzymywane budżetowo przez państwo.

Kolejna rzecz jest taka, że w Polsce ciężko jest być osobą z niepełnosprawnością. Jeszcze ciężej być opiekunem takiej osoby. Ciężko być osobą z chorobą przewlekłą. Ciężko być osobą, która w związku z tym ma specjalne wymagania odnośnie pracy. To jest bieda niezawiniona. Ciężko jest też osobom starszym. Najciężej jest samotnym kobietom i wdowom. To są osoby, które zwykle mają niewielką emeryturę i albo jest ona minimalna, albo w ogóle niewypracowana. W tym okresie, kiedy były one młode, żyło się trochę inaczej. Wtedy był taki model rodziny, gdzie mama zajmowała się dziećmi, a tata zarabiał na dom. Kobiety pozostawały więc na długich urlopach wychowawczych, po czym okazywało się, że wypracowana emerytura jest za niska, żeby sobie poradzić.

W Polsce trudno mają też osoby, które wychodzą z pieczy zastępczej lub z domu dziecka. Takie osoby bardzo często nie są dobrze wyedukowane. Mówię często, bo spotykamy też osoby, które mimo trudnego początku dziś są na szczycie. Myślę jednak, że skoro my o nich mówimy, to znaczy, że to wciąż jest wyjątek, a nie reguła. Takie osoby wchodzą w dorosłość bez wsparcia rodziny. Bardzo często muszą wrócić do domu, z którego zostały zabrane jako dzieci. Tam też nie mają wsparcia. W tym roku mieliśmy taką sytuację: Pomogliśmy 19-latkowi, który tak naprawdę rozpoczął swoje życie całkowicie samotnie. Mieszkał w pustostanie i łapał prace dorywcze, bo nie miał podstawowej wiedzy potrzebnej na rynku pracy. Szkoła niestety nie uczy, jakie są rodzaje umowy, co to znaczy być legalnie zatrudnionym lub o co powinien zapytać pracodawcę przed podpisaniem umowy. Jak wygląda w Polsce system ubezpieczeń? Co to znaczy, że jest darmowy lekarz? Kiedy może iść do lekarza? Tego wszystkiego szkoła nie uczy. Więc jak się nie ma obok siebie osoby dorosłej, to automatycznie jest się wykluczonym z tej wiedzy.

wolontariusze Szlachetnej Paczki, fot. Beata Zawrzel
Wolontariusze Szlachetnej Paczki, fot. Beata Zawrzel

60% osób, którym pomaga Szlachetna Paczka, to osoby, które żyją z jakąś formą niepełnosprawności, z chorobą, lub opiekują się taką osobą, co zwykle wyklucza pracę zarobkową. Zasiłki są wciąż za niskie, więc jeżeli ktoś nie ma swojego mieszkania i drugiej dorosłej osoby, która zarabia na rachunki, to trudno przeżyć bez pomocy organizacji pozarządowych. Współpracujemy z MOPS-ami i GOPS-ami, czyli z samorządowymi jednostkami, które pomagają osobom w trudnej sytuacji. Często jest jednak tak, że te instytucje mają związane ręce, dlatego, że progi pomocy są określone ustawowo. Samodzielna mama ze średnim wykształceniem musi przeznaczyć wypłatę na wynajęcie jakiegoś kąta, w którym jest z dzieckiem. Żadna pomoc jej nie przysługuje, dlatego że według ustawy jest za bogata, żeby dostać wsparcie z pomocy społecznej. Wtedy wkraczają instytucje pozarządowe. W dużych miastach jest łatwiej, bo tam swoje siedziby mają kościoły, Caritas, Banki Żywności, czyli miejsca, gdzie można udać się po darmowy posiłek. My zresztą obserwujemy, że od momentu, kiedy rozszalała się inflacja, kolejki przed jadłodajniami, gdzie wydawane są darmowe posiłki, wzrosły. W tych kolejkach ustawiają się już nie tylko osoby, które nie mają gdzie mieszkać, sporo jest też osób starszych, którym emerytura nie wystarcza na rachunki i jedzenie. Pod koniec miesiąca, kiedy czekają na kolejną emeryturę, ustawiają się w tych ogonach. Natomiast im mniejsza miejscowość, tym trudniej o taką bezpośrednią pomoc.

Jak mądrze pomagać, aby nie szkodzić? Żeby to nie była pomoc na chwilę, ale coś długotrwałego?

Mądra pomoc to taka, która odpowiada na potrzeby danego człowieka. Widzimy, jak zindywidualizowane potrafią być paczki. Na przykład w małej miejscowości na Podlasiu, gdzie para seniorów żyje z jednej niewielkiej emerytury, mądrą pomocą będzie zakup żywności, środków czystości lub pomoc w wymianie bojlera czy pieca, który ogrzewa mieszkanie. Z kolei w mieście mądrą pomocą dla samodzielnej mamy z dwójką dzieci, może być zorganizowanie dla nich odzieży, a przez to też przywrócenie im godności. Dzieciaki w rodzinach paczkowych często mają bardzo znoszone ubrania po starszym rodzeństwie. Posiadanie czegoś zupełnie nowego, co dla ich rówieśników jest normą, dla nich będzie czymś wielkim. Chodzi o jedną porządną bluzę z jakiejś sieciówki, albo porządne nowe buty, a nie buty używane, które dostają po kimś. To jest ta mądra pomoc. Oni zaczynają myśleć, że też na to zasługują, zaczynają wierzyć w siebie, zaczynają myśleć, że ich przyszłość będzie inna.

Mądra pomoc to taka, która odpowiada na potrzeby danego człowieka.

Mądrą pomocą może być też zorganizowanie kursów edukacyjnych dla osób młodych, ale też dla osób, które mają problem z pracą. W mniejszych miejscowościach zrobienie kursu prawa jazdy to wydatek, na który trudno odłożyć, ale dzięki niemu ktoś z rodziny będzie miał możliwość dostania pracy lub zmiany na lepszą. Bardzo często mądrą pomocą jest w ogóle umożliwienie dojazdu do miejscowości, w której jest praca. Czasem jest to rower, czasem motorynka, a czasem ufundowanie bonu na autobus sieciowy, by np. przez pierwsze trzy miesiące opłacić komuś dojazdy do pracy. Mądra pomoc to czasem maszyna do szycia, która umożliwia dorobienie sobie do emerytury. 64-letnia Pani Wanda wiele lat żyła w przemocowym związku, gdzie mąż pił. Kobieta jest obecnie sama, ma niewielką emeryturę. Umie szyć, ale nie ma na czym, dlatego, że wszystkie cenniejsze rzeczy mąż wyniósł z domu. Czuje się w pełni sił, ale jedyną dostępną pracą była opieką nad starszą osobą, na co fizycznie Pani Wanda już nie mogła sobie pozwolić. Umie natomiast szyć, więc dzięki maszynie obszywa teraz wszystkie sąsiadki i w ten sposób dorabia sobie do emerytury. Ta niepozorna maszyna do szycia sprawia, że kobieta w przyszłym roku nie będzie potrzebować pomocy Szlachetnej Paczki. Mówi zresztą, że ma nadzieję, że sama przygotuje ją dla kogoś. 

Mądrą pomocą jest też wsparcie w wypadkach losowych. W zeszłym roku pomagaliśmy 40-letniej kobiecie, której podczas wakacji utonął mąż, przez co została sama z dzieckiem. Ta pani nie mogła się pozbierać po tym wydarzeniu, co chyba łatwo sobie wyobrazić. Zmagała się z problemami psychicznymi, straciła pracę i została z dzieckiem, 500 plus i zasiłkiem dla bezrobotnych. Zabrakło kogoś, kto by jej pomógł w tych pierwszych miesiącach. Na szczęście trafiła na mądrych wolontariuszy, którzy mieli czas, by z nią rozmawiać. Skierowali ją do ośrodka interwencji kryzysowej, gdzie otrzymała pomoc psychologiczną. W paczce od nas dostała zapas podstawowych rzeczy: środków czystości i żywność, ale też to, co najważniejsze w naszym projekcie, czyli pakiet nadziei i wsparcie od darczyńców. Dostała od nich kontakty i oferty pomocy w znalezieniu pracy, gdy już poczuje się gotowa na ten krok. Otrzymała wsparcie emocjonalne od wolontariuszy, ale też wiedzę, że na tym świecie są ludzie, którzy na podstawie kilku zdań o jej rodzinie, zdecydowali się jej pomóc i to nie w taki sposób, że wkładali do tej paczki cokolwiek, tylko bardzo ich interesowało, co było jej potrzebne. Do tej paczki dołożono wiele specjalnych rzeczy od siebie. Wolontariusze dowiedzieli się, co byłoby szczególnym prezentem pod choinkę dla jej córki i np. w jakim kolorze, i ten prezent znalazł się w paczce. Osoby, które są w trudnej sytuacji materialnej bardzo często myślą, że one kompletnie na to nie zasługują. Wstydzą się powiedzieć, że wśród garnków, które chcieliby dostać, dobrze, żeby była patelnia, bo wszyscy lubią naleśniki. Wstydzą się o tym mówić, bo wydaje im się, że wtedy będą postrzegani jako osoby bardzo wymagające lub roszczeniowe. Tak naprawdę ta patelnia często oddaje to, co tracą razem z materialnymi rzeczami: godność i poczucie, że nadal są wartościowi. 

Mądra pomoc zawsze jest bardzo indywidualna. U Pani Heleny, 60-letniej kobiety mieszkającej na Warmii, był to na przykład rower. Od pewnego czasu próbowaliśmy się z nią skontaktować, aż dowiedzieliśmy się, że jest w szpitalu. Nie wiedzieliśmy dlaczego. Okazało się, że ma kłopot z przepukliną. Codziennie chodziła do pracy: 10 km w jedną i 10 km w drugą stronę. Pracowała fizycznie na produkcji. Robiła to codziennie. Jej organizm, mimo że bardzo sprawny, w pewnym momencie powiedział stop, a ona znalazła się w szpitalu. Dla niej ten rower był  mądrą pomocą, bo dzięki niemu mogła wrócić do pracy. Czekano tam na nią. Mówiono, że jest świetną koleżanką i nie chcą jej stracić. Jednocześnie ona wiedziała, że na piechotę nie będzie w stanie już tam docierać.

Weekend Cudów  Szlachetnej Paczki odbywa się w grudniu kiedy to wręczacie rodzinom paczki. I co dalej? Czy utrzymujecie z tymi rodzinami kontakt? Czy wiecie, jak dalej toczą się ich losy? Czy rodziny mogą drugi raz wziąć udział w projekcie jako beneficjenci?

Bardzo często utrzymujemy kontakt z beneficjentami pomocy. Szczególnie ze starszymi osobami, które są samotne. Jak trafiamy do takich osób, to one zwykle bardziej potrzebują drugiego człowieka, niż pomocy materialnej. Między wolontariuszami a rodzinami zawiązują się przyjaźnie. Zdarza się, że darczyńcy obejmują je dalszą pomocą. Mamy np. parę seniorów pod Warszawą, których dom wymagał kompletnego remontu. To, że my tam zmieniliśmy piec i odremontowaliśmy łazienkę w ramach Szlachetnej Paczki, to niestety było za mało, bo tam cały dach był do wymiany. Darczyńcy stwierdzili, że na wiosnę, gdy będzie lepsza pogoda, zrobią remont dachu. Byli nimi ludzie z jednej firmy, więc pozyskali jeszcze środki od swoich współpracowników i ten remont się odbył. Ta rodzina jest drugi raz w Szlachetnej Paczce. Nie chcemy uzależniać od pomocy. Chcemy raczej, żeby osoby się usamodzielniały, ale podchodzimy do tego bardzo racjonalnie. Jeżeli jest para osób, które mają 82-84 lata, mają niewielkie emerytury to to, że one raz w roku dostaną taki zastrzyk wsparcia w postaci żywności, to jest to nadal mądra pomoc. Nie możemy od nich wymagać, że zrobią coś ponad swoje siły. Nikt nie ma czarodziejskiej różdżki, żeby ich sytuacja zmieniła się diametralnie. Natomiast, kiedy trafiamy np. do rodziny, która straciła dom w pożarze pół roku wcześniej, to te najpilniejsze potrzeby zostały już zaspokojone. Rodzina otrzymuje od razu pomoc od gminy, od sąsiadów, otrzymuje pieniądze z ubezpieczenia i powoli staje na nogi. Jeżeli traci się prawie całe życie w pożarze, to będzie się je odbudowywało latami, ale gdy widzimy, że sobie radzą, to nasza pomoc paczkowa nie jest tam już więcej potrzebna. Doposażamy mieszkanie o brakujące rzeczy, na które przy dzieciakach jest ciągłe zapotrzebowanie, ale nie ma potrzeby, by byli beneficjentami za rok. 

Nie chcemy uzależniać od pomocy. Chcemy raczej, żeby osoby się usamodzielniały, ale podchodzimy do tego bardzo racjonalnie.

Zdarza nam się też trafiać do takich rodzin, które są nastawione, że pomoc im się należy i nie szukają samodzielnie wyjścia z trudnej sytuacji. Polegamy na opinii wolontariuszy, bo to oni decydują o tym, czy rodzinę włączyć do paczki. Jeżeli ogląd wolontariusza jest taki, że na terenie danej miejscowości są możliwości, by dana rodzina żyła inaczej, że jest możliwa zmiana pracy, że są kursy doszkalające, że są to osoby zdrowe, w pełni sprawne i mają wszystko, by samodzielnie sobie poradzić, to odmawiamy. Nie chcemy uzależniać od pomocy. Szlachetna Paczka jest odpowiedzią na bardzo konkretne potrzeby, a tych potrzeb u tego rodzaju  rodzin nie widzimy. Zależy nam, by ogrom zaufania, którym darzą nas darczyńcy, nie był nadwyrężony. Chcemy, żeby osoby, którym pomagamy, które znajdą się na stronie szlachetnapaczka.pl, to były rodziny, co do których jesteśmy przekonani, że rzeczywiście powinny otrzymać pomoc.

Często słyszymy, że społeczeństwo jest już zmęczone pomaganiem, wam jednak co roku udaje się realizować swoje projekty, przy których macie wsparcie bardzo dużej ilości wolontariuszy. Jak to robicie? W jaki sposób ich pozyskujecie?

To nie jest proste, dlatego że w Polsce w ogóle do takiej regularnej pomocy wolontaryjnej przyznaje się tylko kilka procent społeczeństwa. My późną wiosną i latem organizujemy wolontariaty, pokazujemy, na czym one polegają i po co są. Badania pokazują, że 30% Polaków deklaruje chęć pomagania, ale nie wiedzą jak. Kampanie edukujące ludzi mają więc głęboki sens. Wciąż spotykamy osoby, które mówią: „Dopiero w tym roku usłyszałam, na czym właściwie ten wolontariat polega”, więc im więcej mówimy o wolontariacie, również o wolontariacie pracowniczym, tym lepiej. Myślę, że to, że mamy wolontariuszy z różnych grup wiekowych i społecznych jest bardzo ważne. To są zarówno studenci, młode osoby pracujące, jak i osoby starsze.

Wolontariusze Szlachetnej Paczki, fot. Beata Zawrzel
Wolontariusze Szlachetnej Paczki, fot. Beata Zawrzel

Mamy bardzo prężnie działające rejony, w których paczka zaczęła się na przykład od tego, że emerytowana nauczycielka ze szkoły, która zawsze działała społecznie, stwierdziła, że musi coś zrobić z wolnym czasem i założyła rejon Szlachetnej Paczki. Działają tam bardzo różne osoby od licealistów po seniorów. Niestety w miejscowościach, w  których tradycyjnie ludzie po maturze wyjeżdżają na studia, zostaje luka. Ci ludzie czasami wracają, jak już założą rodzinę, ale młodych osób, o których zwykle myślimy, jako o wolontariuszu (dziewczyna, dwudziestoletnia, studentka) - nie ma. Naszymi wolontariuszami są też często osoby na kierowniczych stanowiskach. Bardzo cenimy sobie ludzi z doświadczeniem życiowym, dlatego że wejście do rodziny, która żyje w trudnej sytuacji, często jest ogromnym wyzwaniem. Jeżeli na co dzień mamy w domu łazienkę, toaletę i pieniądze, by zapłacić wszystkie rachunki, to wejście do rodziny, w której trudnością jest kupienie ciepłego obiadu, może być szokujące. Dla wielu osób jest to duże wyzwanie, by zmierzyć się ze swoim wyobrażeniem o życiu i swoim lękiem przed innością. Osoby, do których trafiamy, są tak różne, jak nasi wolontariusze. Bywa, że to zwykli ludzie, którym zdarzyła się jakaś sytuacja losowa, która zmieniła wszystko. Często są to osoby takie jak my, w podobnym mieszkaniu, z podobnymi sprzętami, ale to jedno wydarzenie sprawiło, że tam naprawdę jest głód. Jest to dużym wyzwaniem emocjonalnym, bo uświadamia, że każdego z nas może to spotkać.

Doświadczenie wolontariatu bardzo mocno otwiera oczy zarówno na drugiego człowieka, jak i na rzeczywistość wokół.

Myślę, że nikt, kto był wolontariuszem w Polsce, nie powie, że ludzie zostają biedni na własne życzenie, a przynajmniej mam taką nadzieję. Niestety często to słyszę, a jest to stereotyp. Badaliśmy to dwa lata temu. Dużej części Polaków wydaje się, że bieda jest wynikiem alkoholizmu i tego, że komuś się nie chce. Czasami to prawda, ale to rzadkie przypadki. Natomiast ubóstwo na przykład z powodu narodzin chorego dziecka, nie jest niczyją winą. Ktoś musi się tym maluchem zająć, a cierpi na tym cała rodzina. Pojawiają się też problemy wokół choroby. Często mówimy, że w takiej sytuacji choruje cała rodzina i choć nie jest to przez nią zawinione, to z dnia na dzień znajdują się w biedzie.

Drugi projekt, który obok Szlachetnej Paczki jest waszą wizytówką to Akademia Przyszłości. Na czym ona polega?

Akademia Przyszłości to program, który zaczął się od Szlachetnej Paczki. Wolontariusze zauważyli, że dzieci w rodzinach zmagających się z ubóstwem, mają mniejsze szanse edukacyjne i mniej wierzą w siebie. W tych rodzinach rzadko jest ktoś dorosły, kto pomógłby im to zmienić. Tam nie ma szans na korepetycje itp. Od tego się zaczęła Akademia Przyszłości. Ona bardzo ewoluowała, bo od wielu lat zwracamy też uwagę na profilaktykę zdrowia psychicznego. Uczymy dzieci, jak dostrzec w sobie talenty i swoje mocne strony. Spotykamy się w Akademii z dziećmi, w różnej sytuacji materialnej, z różnych domów, mieszkających w różnych miejscach. Łączy je jedno, że z powodu trudności  z wiarą w siebie i z dostrzeganiem swoich pozytywnych stron, mają problemy w szkole. Czasem to są problemy społeczne z rówieśnikami, czasem problemy w nauce. 8-latek mówi: „Wie Pani, ja już do niczego nie dojdę, ja się już nie nauczę nigdy tej matematyki”, a mamy przed sobą całkiem inteligentnego, młodego człowieka. To aż uśmiech wchodzi na usta, gdy on to mówi, że do niczego nie dojdzie, bo w naszej głowie jest obraz: „Całe życie przed tobą! Możesz wszystko!” Naszym zadaniem jest, żeby to dziecko podniosło głowę do góry i uwierzyło w siebie, żeby znalazło swoją mocną stronę, żeby nauczyło chwalić i doceniać samego siebie, a przez to też zaczęło doceniać innych. Bardzo mocno przydaje się to w dorosłym życiu, bo kiedy nie zauważamy swoich mocnych stron i dobrych rzeczy w sobie, to często tak samo oceniamy ludzi dookoła. Myślimy źle o świecie, myślimy źle o innych. W Akademii każde dziecko ma swojego dorosłego, czyli swojego własnego wolontariusza, który w roku szkolnym spotyka się z nim w szkole. Zwykle zaczyna się z od rozmów, chociaż nie zawsze. Weronika była taką dziewczynką, która przez pierwsze cztery spotkania w ogóle nie odezwała się do wolontariusza. Otworzyła się, kiedy wolontariusz chciał się już poddać i jej o tym powiedział. Dla Weroniki to było bardzo dziwne, że ktoś chce z nią spędzać czas za darmo, że przynosi różne układanki, bo wie, że ona je lubi. Było dla niej dziwne, że ta osoba jest cierpliwa, nie denerwuje się na nią i że coś o niej wie.

Uczymy dzieci, jak dostrzec w sobie talenty i swoje mocne strony.

Mamy też takie dzieciaki jak Kacper, który gdy wszedł na pierwsze zajęcia, wolontariusz zastanawiał się, w czym jest problem, bo buzia mu się nie zamykała. Okazało się, że Kacper ma potrzebę bycia zauważonym, co wynika z kompletnej niewiary w siebie. Bardzo często takie dzieci są postrzegane jako pewne siebie, bo przecież każdy go widzi, kiedy na lekcji idzie do kąta, kiedy dostaje kolejną uwagę, ale okazuje się, że ich zachowanie wynika z braku wiary we własne możliwości.

 W trakcie pracy prowadzimy indeksy sukcesów, czyli takie małe zeszyty, w których najpierw wolontariusz, a później dziecko same zapisuje sukcesy, które odniosło. Sukces w Akademii to coś dobrego, co się wydarzyło. Karolina, która kompletnie nie miała odwagi do wystąpień publicznych, dostała czwórkę z recytacji wierszyka. Mimo niepewności wyszła na środek i wyrecytowała go. To właśnie jest ogromny sukces. Innym sukcesem jest, to gdy Paweł przyszedł na zajęcia z wolontariuszem i pierwszy raz sam zaproponował, co będą na tych zajęciach robić. Takie sukcesy, które z punktu widzenia dorosłego mogą się wydawać bardzo niewielkimi, z punktu widzenia dziecka, które ma kilka lat, są to kamienie milowe w jego drodze do samodzielności i do dobrego myślenia o sobie. Właśnie to robimy w Akademii od ponad 20 lat. Zdarzało nam się rekrutować wolontariuszy, którzy wcześniej byli jej uczestnikami. Opowiadają oni, że dzięki Akademii uwierzyli w siebie. Poszli do dobrego liceum i na studia, albo znaleźli swoje hobby i zrozumieli, że nie muszą być tacy jak inni i mieć piątki z polskiego czy matematyki, ale że na przykład opieka nad zwierzętami też może być talentem, w kierunku którego mogą iść.

To są dowody na to, że Akademia działa na dzieci, ale i na wolontariuszy. Wielu z nich mówi, że nauczyli się uważności i to nie tylko na dzieci, ale też na dorosłych wokół siebie. Mówią, że zaczęli zauważać, że ich przyjaciele i znajomi też mają problemy i że w momencie, kiedy poświęcą im czas, oni się otwierają. To, że jakieś zachowanie odbieramy, za niekulturalne albo gdy ktoś rzadko się odzywa, oceniamy, że nie ma nic do powiedzenia, wcale nie musi być prawdą. To jest taka zwrotna nauka od dzieci, bo one są sobą i niczego nie udają.

Patrząc na pomaganie z perspektywy działalności Stowarzyszenia, widać dużo pozytywów. Z drugiej jednak strony jest też ta ciemna strona. Spotykacie ludzi w skrajnej biedzie, chorych, samotnych, widzicie ogrom bólu i smutku i nie każdemu da się pomóc. Czy mimo to warto? Czy pomaganie daje szczęście?

Myślę, że są dwie drogi na życie. Pierwsza jest taka, że można udawać, że rzeczywistość jest wycinkowa i żyć w swojej bańce, w dobrych warunkach, z dobrą pracą i zamykać oczy w komunikacji miejskiej, kiedy ktoś, kto brzydko pachnie, wchodzi się ogrzać zimą. Można odwracać wzrok, przejeżdżając obok noclegowni czy miejsca, gdzie są wydawane posiłki.

Jest też druga droga. Myślę, że dla większości z nas normalna. W tej drodze nie negujemy, że istnieje taki świat i że są ludzie, którzy mieli mniej szczęścia. To, że jestem w dobrej sytuacji, to tak naprawdę nie moja zasługa. To nie jest moja zasługa, że urodziłam się w dużym mieście, w rodzinie osób z wykształceniem, które zarabiały na to, żebym miała buty i jedzenie. U nas w domu się nie przelewało, ale miałam wszystko, co jest potrzebne. Dla moich rodziców od małego było oczywiste, że ja będę się edukować. To, że urodziłam się w tym domu, a nie w innym, w ogóle nie zależało ode mnie. To jest kwestia szczęścia, dlatego mówię, udało mi się. 

I tu znowu są dwie drogi. Droga bezsilności: tak musi być, nic się nie da zrobić; albo droga: Wszystkim nie pomogę, ale mogę pomóc chociaż jednej osobie. To moim zdaniem, czyni mnie szczęśliwszą. Dlaczego? Dlatego, że rezygnuję z bezradności. Nie wiem, czy jest ktoś, kto lubi czuć bezradność. To są takie sytuacje, mikrosekundy przed wypadkiem samochodowym, na który patrzymy i wiemy, że on się stanie, a my nic nie możemy zrobić. Nikt nie lubi być w stanie bezradności. Więc dla mnie pomaganie  jest z jednej strony receptą na poczucie bezradności. Wtedy czuję, że mam wpływ. Z drugiej strony, całkiem egoistycznie, uczyniłam wysiłek, ale po drugiej stronie jest ktoś, kto mówi mi „dziękuję". Nawet jeżeli nie robi tego werbalnie, bo np. przygotowuję paczkę i przekazuję ją wolontariuszowi, ale potem dostaję relację, że osoba, która ją otrzymała, miała łzy w oczach. Wtedy czuję się bardzo dumna z siebie i to jest dla mnie dobre. Jeżeli czujemy się dobrze ze sobą, lubimy siebie, czujemy się z siebie dumni, ze swojego postępowania, czujemy wpływ, to mamy taki power do życia. Jesteśmy lepsi dla innych. Ładujemy się. W związku, z czym łatwiej pokonujemy własne trudności, które się zdarzają każdemu z nas w życiu. Nie myślimy o sobie źle, więc nie myślimy źle o innych. Przestajemy ludzi oceniać, raczej pytamy, co mogę dla ciebie zrobić, niż dlaczego tak zrobiłeś. Wiem, że całemu światu nie pomogę, ale ta jedna osoba dzięki mnie spędzi cudowne święta, będzie miała co jeść i będzie w zimne dni pod ciepłym kocem, który dostała ode mnie.